Czytam różne rzeczy, czasem coś zostaje, czasem przelatuje. Kilka “zdań” które motywują i nakazują przemyślenie dnia i tego co i jak robimy:
Journal once per day
Practice your craft
Don’t just set goals–track them
Meditate & Reflect
Check in with people of different ages
See art
A na koniec znane już pewnie części z was:
1,01365=37,78
0,99365=0,02
Tak mało potrzeba żeby dużo zyskać, tak mało potrzeba żeby tak dużo stracić.
Z tym potęgowaniem, to jest koszmarny motywacyjny bełkot jakiegoś mózgu nieskalanego matematyką. Że niby jak dasz z siebie 101% to będziesz tak niesamowicie przodu że innym klapki spadną. A prawda jest taka, że jak dajesz 101% przez 365 dni, to zrobisz o 2 punkty procentowe więcej niż jak dajesz 99%. Taka smutna prawda i aż strach, że programista – a więc umysł, bądź co bądź, ścisły – kopiuje te bzdety.
Jedyne co będziesz miał na pewno, to nadgodziny. A i tych niewiele, bo raptem ze 20 rocznie. I w imię czego? To już wolę robić 99% i pójść z dzieciakiem na rower.
Hej, dzięki za wylanie kubła zimnej wody na głowę. Choć muszę powiedzieć, że tu nie o matmę chodzi, a właśnie o motywacyjną magię. Motywacja moim zdaniem to dobranie dobrych słów i zachęcenie siebie i/lub innych do robienia czegoś więcej.
Dla mnie cała ta “filozofia” work-life-balance to jakiś koszmarny bełkot. Jakby jedno (work) było czymś złym i trzeba je balansować drugim – dobrym (life). Życie to: praca, rodzina i jeszcze inne aktywności. Gość (gal anonim?) założył, że ten dodatkowy 0,01 pójdzie na nadgodziny (w domyśle u pracodawcy) a to właśnie chodzi aby robić coś dodatkowego – wrocnet, warsztaty czy pisanie bloga – choć oczywiście może też być poświęcone “pracy” jeśli robi się coś fajnego. A co do potęgowania to mam taki obrazek na ścianie za sobą. Keep up the good work. Howgh.
<3